Nie chce mi się w to wierzyć,  jesteśmy już za półmetkiem wakacji. Ale jako że nasza szkoła wyznaje zasadę szklanki do połowy pełnej (the glass is half full), to znaczy, że jest jeszcze mnóstwo czasu na wakacyjny wypad. Dla tych z Was, którzy marzą o poćwiczeniu swoich umiejętności językowych 🙂 a jednocześnie chcieliby odwiedzić w krajach anglojęzycznych coś więcej niż tylko Londyn, Edynburg czy Dublin, malutka ściąga. Bardzo subiektywna i skoncentrowana na atrakcjach przyrodniczych.

Zaczynamy od Anglii. Czyż jest lepsze miejsce do doszlifowania swojego brytyjskiego akcentu, a jednocześnie odwiedzenia magicznych miejsc? Jednym z nich jest niewątpliwie park narodowy Seven Sisters. Park przyciąga turystów malowniczymi, białymi klifami kredowymi (chalk cliffs), bogactwem fauny (no jasne – są ciekawe gatunki ptaków) i flory, a także urokliwą doliną rzeki Cuckmere. Niestety, erozja systematycznie niszczy to miejsce, więc warto się pospieszyć.

Przejdźmy teraz do Walii. Zapewne słyszeliście o Snowdonii, nieprawdaż? 🙂 Górzysty teren trzeciego najstarszego parku narodowego Wielkiej Brytanii umożliwia piesze wycieczki oraz zdobycie najwyższego w Walii szczytu Snowdon. Gdyby było Wam mało zawrotnych 1085 metrów n.p.m., pozostają jeszcze inne imponujące (impressive) góry o wysokości powyżej 3000 stóp (brzmi lepiej niż 900 metrów). A na deser oprócz możliwości poćwiczenia angielskiego proponuję naukę walijskiego.

Kolej na Szkocję. Wybór jest chyba oczywisty – Loch Ness, czyli miejsce zamieszkania Nessie. Najwyższa pora, żeby ktoś zrobił mu wyraźne zdjęcie i przestał nazywać to biedne stworzenie potworem. Loch Ness znajduje się w pobliżu Inverness, stolicy The Highlands. A zatem po spotkaniu z Nessie można jeszcze pochodzić po szkockich górach szukając pardwy szkockiej (red grouse –  oczywiście – ptak!), podziwiać szkockie wybrzeże i obserwować – to nie jest pomyłka- delfiny. Szkocki angielski będzie rzecz jasna wisienką na torcie.

Na koniec – Irlandia. Wyspa podzielona politycznie na dwa państwa, a zatem w obu powinnam coś zaproponować. Na pierwszy ogień Irlandia Północna i jej ikoniczna Giant’s Causeway, innymi słowy Grobla Olbrzyma. Nie będę się rozwodzić nad jej rzekomym pochodzeniem, niby po erupcji wulkanicznej (volcanic eruption), skoro wszyscy i tak wiedzą, że zbudował ją olbrzym Fionn mac Cumhaill. Natomiast w Republice Irlandii miejsce warte polecenia to Klify Moheru wzbijające się nawet na ponad 200 metrów nad poziom Atlantyku. Ścieżki dla turystów oferują niezapomniane widoki, również możliwość obserwacji wielu gatunków ptaków, w tym przeuroczych maskonurów (puffin). Irlandzki angielski i jego wymowa ‘th’ powinna przypieczętować Wasz wybór tejże destynacji. 🙂

Mam nadzieję, że moje propozycje przynajmniej Was zaciekawią, a może ktoś się zdecyduje na ich odwiedzenie. Miejskie atrakcje mogą fascynować, jednak to przyroda (nature) była przed nami i, mam nadzieję, po nas zostanie.